Artykuły


26. Do trzech razy sztuka PDF Drukuj Email
Wpisany przez Stanisław Kwasik   

PSYCHOTRONIKA”, nr 1, listopad 1999 r.



DO TRZECH RAZY SZTUKA


Zdarza się, że po wypiciu większej ilości alkoholu można nie móc przeżyć upojnych chwil ze swą wybranką, ale czy zaraz trzeba stać się impotentem? Taka właśnie przykrość spotkała niespełna trzydziestoletniego kawalera spod znaku lwa. Wiadomo, lwy lubią błyszczeć, imponować, tylko czy koniecznie muszą tak boleśnie reagować na nieistotną w sumie wpadkę? Może przyczyny należało szukać gdzie indziej?

Wprowadziłem pacjenta w trans medytacyjny, przejrzałem całe jego obecne wcielenie: życie w łonie matki, przeżycia okołoporodowe, pierwsze i późniejsze lata. Następowała poprawa, ale nie na tyle, by być z niej zadowolonym. Należało więc przyczyny szukać w poprzednich wcieleniach.

Przeanalizowałem ich dwa. W pierwszym był chłopem, pracował na folwarku koło Olsztyna. Był rok 1620, miał wówczas 30 lat, żonę i dwoje dzieci – akurat chorujące na ospę wietrzną. Chorobę tę bardzo przeżywał. Rodziny nie szanował, żony wprawdzie nie bił, ale na nią krzyczał. Nie było go stać na częste picie alkoholu, jednak to, co przepijał było i tak bardzo dużym obciążeniem skromnego rodzinnego budżetu. Po śmierci jako duch pozostał w swojej wsi. Obserwował żonę i swoje dzieci, nie próbował nawiązać z nimi kontaktu. Po ich śmierci „żyje” w odosobnieniu, wnuki już go nie interesują, nie wchodzi w żadne układy z innymi duchami. Czuje się gorszym, niebo nie jest dla niego. Pokutuje za grzechy.

Następne ujawnione wcielenie to wiek XIX, a on ubogi szlachcic na Zamojszczyźnie. W drugim roku życia umiera mu ojciec, co bardzo przeżywa. Ma 22 lata, żeni się z miłości z ładną dziewczyną, ma z nią dwoje dzieci. Z czasem małżeństwo psuje się, on nadużywa alkoholu, dochodzi na tym tle do nieporozumień. Bierze udział w powstaniu styczniowym, zostaje postrzelony w prawe kolano. Dostaje się do niewoli. Noga nie goi się, wdaje się gangrena. Po kilkudniowych cierpieniach umiera. Od razu odchodzi do swojej wsi, do żony i dzieci. Tak jak poprzednio wnuki już go nie interesują. Ma wyrzuty sumienia - źle traktował swoją rodzinę. Żal mu zmarnowanego życia. Pokutuje w swojej wiosce, aż do wcielenia się w obecne życie.

Przedstawione informacje pozwoliły na uchwycenie związku przyczynowo - skutkowego między „przeżyciami z poprzednich wcieleń”, a obecną impotencją. Trudność, zresztą niewielka, polegała jedynie na ułożeniu w logiczny ciąg spostrzeżeń pacjenta i wyciągnięciu z nich wniosku. Oto jak wyglądała szczegółowa analiza: alkohol i nieszanowanie rodziny obarczyły obecne wcielenie poczuciem winy; choroba dzieci - lękiem przed posiadaniem dzieci; śmierć ojca – uogólnionym lękiem i poczuciem samotności; pokutowanie po śmierci poprzednich wcieleń - lękiem przed powtórzeniem się sytuacji. Stąd wniosek końcowy: gdy znalazł się nasz bohater po wypiciu alkoholu w łóżku z dziewczyną, jego podświadomość zablokowała mu zdolność nie do przeżywania rozkoszy cielesnych, ale do prokreacji, a to dlatego, by nie musiał po raz trzeci pokutować za te same grzechy. Można by powiedzieć: do trzech razy sztuka.

Po uwolnieniu pamięci z tamtych przeżyć ta przykra dolegliwość ustąpiła. Mój podopieczny mógł mi z radością oświadczyć, że „stanął na wysokości zadania” jak za dawnych dobrych lat. Od razu pobrał lekcję, że jak dzieci i rodzina, to nie alkohol.

STANISŁAW KWASIK

 
25. Uzdrawianie mistyczne – karmienie Światłem PDF Drukuj Email
Wpisany przez Stanisław Kwasik   

UZDRAWIACZ”, sierpień 1999 r.


UZDRAWIANIE MISTYCZNE - KARMIENIE ŚWIATŁEM

 


Matka karmiąc dziecko piersią przekazuje mu nie tylko pokarm fizyczny - jedzenie, ale i uczucia. W moich rozważaniach interesować mnie będzie aspekt drugi, pierwszy pozostawiam dietetykom.

Mądrość pokoleń wypracowała powiedzenie: wyssać coś z mlekiem matki. Co to znaczy? Gdy w czasie seansów odtwarzam ssanie piersi i pytam o smak pokarmu, słyszę: słodki, dobry, ciepły; a także mdły, gorzki, słony, kwaśny, cierpki, wodnisty, piekący, metaliczny, chłodny, zimny, ciężki, smak smoły, kamienia (kredy). Może być też bukiet różnych smaków - wymieszanie emocji. Ten sam pacjent, za każdym razem, może odczuwać coś innego, gdyż uczucia odkładają się płatami.

Wszyscy chcielibyśmy, aby karmiąca przekazywała dziecku samo piękno. Nie ma jednak matki idealnej, komputerowo czystej. A do takiego pojmowania sprawy przyzwyczaili nas poeci. Te negatywne smaki to są urazy psychiczne, należy je wykasować i w ich miejsce wprowadzić treści pozytywne. Matka karmi dziecko przede wszystkim uczuciami, które przejęła od swojej matki, również tym, co doświadczyła i aktualnie przeżywa w swoim życiu. Ważne są tu warunki zewnętrzne: troskliwy mąż, mieszkanie, poczucie bezpieczeństwa. Bardzo duże znaczenie ma tu sama świadomość matki, że karmienie piersią to nie jest tylko dawanie dziecku jedzenia, że to jest swoisty akt. Przed karmieniem matka powinna odpocząć, zrelaksować się, a karmiąc skupić się tylko na dziecku, na przekazywaniu miłości; jej myśli nie mogą gdzieś błądzić, nie powinna oglądać telewizji, plotkować, kłócić się z mężem czy strofować starsze dzieci. Warunki zewnętrzne oraz świadomość matki - są to zagadnienia zrozumiałe, dlatego je w moich rozważaniach pomijam. Czasami wystarczy tu tylko wiedzieć, mieć trochę wyobraźni i dobrej woli. Dalszą część artykułu poświęcę temu, co otrzymaliśmy w czasie ssania piersi i jak to później wpływa na nasze zdrowie.

PRZEKAZAĆ DZIECKU CO NAJLEPSZE

Matka przekazuje swojej córce negatywne uczucia, a ta z kolei swojej. Jest to nerwicogenny łańcuch pokoleń. Należy go przeciąć i zapoczątkować ciąg pozytywny. Dlatego kobieta taką terapię powinna przejść przed rodzeniem dzieci. Jeśli uczyni to później, to może pracować nad sobą i - jako medium - nad dziećmi. Bezwzględnie! Lepiej być uczuciowo dojrzałą przed poczęciem dziecka. Zapewni to mu wówczas prawidłowy rozwój od samego początku.

Jawi się tu problem winy. Żadna kobieta nie może obwiniać siebie za to, że podświadomie przekazała dziecku jakieś negatywne uczucia, które wcześniej otrzymała od swojej matki i o nich nic nie wiedziała. O winie może być mowa dopiero wtedy, gdy zlekceważy ona informację, że - przygotowując się do macierzyństwa - należy przeciąć wspomniany łańcuch.

Na początku moich poszukiwań - a gabinet prowadzę już 9 lat - ta wiedza była dla mnie czymś nowym. Teraz niemal codziennie coś odkrywam. Kiedyś odreagowanie tych negatywnych emocji trwało zdecydowanie dłużej i było płytsze. Podczas seansu wprowadzałem pacjentów w stan głębokiej relaksacji i wówczas wycofywałem ich pamięcią do niemowlęctwa i kazałem ssać pierś matki. Jedni czuli gorycz, inni cierpkość, jeszcze innych mdliło. Efekty były, ale też trzeba się było natrudzić. Aż tu razu pewnego pacjentka zgłasza mi, że na piersi matki widzi świetlistą nakładkę. Patrzymy, co się będzie działo dalej. Nakładka zaczęła emitować energię, która oczyszczała te niedobre smaki i napełniała uwolnione miejsca dobrem. W ten sposób otrzymałem od Boga dar: Nakładkę ze Światła, albo inaczej, Filtr ze Światła. Obecnie każdy mój pacjent przechodzi takie oczyszczanie.

OCZYSZCZANIE FILTREM ZE ŚWIATŁA

Przytoczę tu parę przykładów. Kilka lat temu zgłosił się do mnie siedemdziesięcioletni mężczyzna i mówi, że leczy wrzody żołądka już 30 lat i nie ma żadnej poprawy. Podszedłem rutynowo. Przez godzinę pacjent ssał pierś matki przez Nakładkę ze Światła. Poczuł kwaśny smak pokarmu: to nerwowość matki powodująca nadkwaśność i w konsekwencji wrzody. Po godzinie smak był już słodki, odczucie miłości. Więcej go już nie widziałem. Po trzech latach przychodzi pacjentka i mówi, że polecił jej mnie ten właśnie mężczyzna, który od wizyty u mnie je wszystko i nie ma najmniejszych dolegliwości. Inny przykład. Piętnastoletnia dziewczyna od trzech miesięcy w stanie ciężkim leży w klinice chora na jadłowstręt psychiczny (anoreksja nervosa). Matka, po przeczytaniu jednego z moich artykułów w „Uzdrawiaczu”, przyjechała do mnie po pomoc. Była to niedziela. Rozpoczął się dwugodzinny seans. I tu podszedłem rutynowo: czym matka nakarmiła dziecko, że ono teraz nie może jeść? Pierwszą godzinę poświęciłem matce, żeby nauczyć ją roli medium, zobaczyć, czego się sama nassała i to odreagować. Smak pokarmu był gorzki: przejęła zatem gorycz życia. I tę gorycz przekazała córce. Przez Nakładkę ze Światła oczyściłem obydwie i „nakarmiłem” je słodyczą. W liście matka mi napisała: W dniu seansu odwiedziłam córkę w szpitalu, powiedziała mi, że zjadła czekoladę; wcześniej na propozycję zjedzenia słodyczy reagowała agresją. W poniedziałek najadła się tyle łakoci, że dostała mocnych, purpurowych rumieńców; temperatura ciała podskoczyła do 37,4 stopni. W środę - po przerwie - dostała miesiączkę. Lekarze nie wierzyli, wszyscy chodzili sprawdzać. W piątek - na własne żądanie - zabrałam córkę do domu. Minęło kilka dni: je, chociaż nie za dużo. Jest mniej skryta. Ja sama - po seansie - byłam ogromnie zmęczona, ociężałe ciało, nie byłam w stanie utrzymać otwartych oczu. We wtorek obudziłam się z wilczym głodem. Czułam się dziwnie, miałam dreszcze, jakby okłady z lodu. Przestały mi smakować papierosy. Przykrości sprzed lat nie są już tak ostre. Stałam się bardziej opanowana.

Jedna z pacjentek napisała mi: Pierwsze karmienie - tak jak nauczył mnie pan Kwasik: karmiłam przez Nakładkę ze Światła. Zdziwienie wszystkich w szpitalu - dziecko spało całą noc. Teraz zawsze karmię je Światłem. Nie mam i nie miałam od początku żadnego problemu z piersiami. Dziecko (córka) bardzo ładnie rośnie, nie choruje, w nocy budzi się do karmienia jeden raz. Mając trzy miesiące ważyła 7 kg, na miesiąc przybywa 1100 g.

JEST ZDROWA I ZADOWOLONA

A teraz przedstawię relację pacjentki, która u mnie przebudowuje swój organizm: Gdy zaczęłam ssać pierś matki, odczuwałam drętwienie języka i podniebienia. Pokarm był kwaśnosłony, po chwili zbliżył się do kamienia. W tym czasie odczuwałam ciężar w żołądku; jednocześnie lekko bolał mnie brzuch. Po pewnym czasie miałam wrażenie, jakby ktoś nakłuwał mój język szpilkami. W całym ciele czułam mrowienie, gorąco i zaczęłam się pocić. W głowie (w mózgu) cały czas była jasność i zaczęłam odbierać mocniejszą, opływającą organizm energię. Zaczęłam odczuwać ukłucia w palce rąk. Górna część tułowia stała się dziwnie lekka, natomiast od pasa w dół czułam jakby coś odpływało poprzez pępek, równocześnie odczuwałam ukłucia w palce nóg, zaś ręce - od łokci wraz z nadgarstkami - były jakby zablokowane. Gdy - jako medium - wczułam się w ssącą moje piersi córkę i zaczęłam odbierać odreagowującą energię, poczułam ból zębów, drętwienie języka, blokadę rąk, ból głowy. Po chwili rozbolał mnie prawy jajnik. Zaczęłam odczuwać dreszcze w nogach. Ból z jajnika przemieścił się do jelit i kręgosłupa. Poczułam ciężkość w jelitach i żołądku. W tym czasie było mi zimno w ramiona i miałam płytki oddech. Gdy z konieczności szybko odetchnęłam, poczułam krótkotrwały, ostry ból w okolicach żołądka. Zaczęłam odczuwać zimno z lewej strony ciała. Miałam odczucie, jakby rozpołowiono mi organizm na dwie części, od głowy do nóg.

Pacjentka ta przychodzi do mnie od roku. Za każdym razem odreagowuję podobną porcję blokad. Pracy jest wiele. Wcześniej chorowała, dzisiaj jest zdrowa i zadowolona.

MATKA KARMI UCZUCIAMI JUŻ W CIĄŻY

Słyszę nieraz od pacjentów: matka w ogóle mnie nie karmiła piersią, a odczuwam te wszystkie smaki jak bym ssał. Zacząłem zgłębiać temat - oto jego rozwiązanie: matka karmi dziecko uczuciami już w czasie ciąży. Gdy zapytałem, jak smakuje pokarm przekazywany im poprzez pępowinę, to okazało się, że tak samo jak podczas karmienia piersią. Pacjenci ci uzupełniają u mnie ten brak.

Uczucia okazywane dziecku przez matkę można również rozpatrywać jako przekaz bioenergetyczny. Badałem to zagadnienie od strony kolorów: była cała paleta barw. Ciepłe, jasne, czyste kolory - to matka szczęśliwa, bezpieczna, pełna miłości. Przeciwnie - zimne, brudne, szare, a nawet czerń, przekazuje matka zła, zgorzkniała, nerwowa, niezadowolona z dziecka.

Dziecko nie jest całkowicie bezbronne na to, co w czasie karmienia przekazuje mu matka. Otóż może ono na poziomie szyi zastosować blokadę. Chce w ten sposób nie wpuścić w głąb organizmu te niedobre emocje. Wówczas może je ulokować w gardle, tarczycy, dziąsłach, zatokach, może też i w mózgu. Jedna z moich pacjentek - magister farmacji, a więc osoba kompetentna medycznie - miała tak silne bóle migrenowe, że nie mogła odczytywać recept. Ponadto w sytuacjach stresowych organizm jej reagował skaczącym ciśnieniem, torsjami i atakami serca. Cierpiała też na zaparcia. Nassała się ona smaku mdłego, który to przekazuje matka histeryczna. Stąd - być może - migrena to mdłe uczucia umieszczone właśnie w mózgu. Moja farmaceutka - po odreagowaniu tegoż mdłego smaku - przestała mieć migrenę, a na trudne sytuacje reagować wymiotami, atakami serca i ciśnieniem. Skanalizowałem jej przewód pokarmowy. Miejscem wydalania jest odbyt.

Teraz jak się zdenerwuje, to się... porządnie wypróżnia, co traktuje jako sytuację przejściową, gdyż człowiek emocjonalnie dojrzały nie ma żadnych reakcji neurotycznych.

JAK TŁUMACZYĆ SMAKI?

SMAK SŁONY - to płaczliwość matki, łzy. „Słone” emocje mogą umiejscawiać się w obrębie oczu - skłonność do płaczu, piasek; mogą też odłożyć się w innych częściach ciała. Sól jest drażniąca. Trzyma wodę w organiźmie.

SMAK CIERPKI - to cierpkość życia matki, jej uczuć. W czasie odreagowania tego smaku pacjentom cierpną usta, język, podniebienie; po czym to cierpnięcie „chodzi” po całym ciele.

SMAK PIEKĄCY - matka piekli się z jakiegoś powodu, np. że czegoś nie zrobi, gdyż dziecko ssąc pierś zajmuje jej czas.

SMAK WODNISTY, GŁODNY - rozwodnione uczucia matki, dziecko czuje głód uczuciowy.

SMAK CHŁODNY, ZIMNY. Tu można podejść dwojako: chłód czy zimno uczuciowe lub zimno ze strachu. Zimno uczuciowe uniemożliwia rozwój dziecka w miłości, natomiast zimno ze strachu będzie podstawą osobowości lękowej.

SMAK METALICZNY - matka musi wszystko wywalczać lub ma taką osobowość walki o byt. Dziecko otrzymuje jakby metaliczną konstrukcję, do ręki maczugę i - trzeba czy nie trzeba - będzie później z wszystkimi o wszystko walczyć.

SMAK SMOŁY - matka pali papierosy lub przebywa w towarzystwie palących. Te uczucia umiejscawiają się głównie w drogach oddechowych i przewodzie pokarmowym. Mogą być potem podstawą nałogu palenia. Jeśli już jestem przy nałogach, to wszystkie negatywne uczucia ulokowane w gardle mogą powodować potrzebę „płukania” gardła przez alkoholika lub kontynuację niedobrego ssania przez palacza. Dlatego ważną częścią mojej terapii nałogowej jest właśnie oczyszczanie gardła z tych złych smaków.

SMAK CIĘŻKI, SSANIE CIĘŻARU. Jest to ciężar życia matki, a dziecko naznaczone jest na odczuwanie życia jako ciężaru. Te uczucia gromadzą się głównie na barkach: człowiek dźwiga cały czas ciężar. Wszystko jest jedno, czy my dźwigamy jakiś ciężar, czy tylko jesteśmy tak naprężeni, jakbyśmy dźwigali ten ciężar. Tu i tu zużywamy energię życiową. Rano wstajemy jak po ciężkiej pracy. Ten wyssany ciężar życia ma liczący się udział w depresji. Dziecko rośnie niczym roślina. Pod ciężarem życia gnie się mu kręgosłup. Moich małych podopiecznych ani nie gimnastykuję, ani nie masuję, a prostują im się kręgosłupy, ustępują też inne wady postawy, np. płaskostopie. Ciężar dźwigać możemy również w sercu, w żołądku.

SMAK KAMIENIA, KREDY - to troski matki. Ta energia osadza się w zasadzie w całym organizmie, najczęściej w przewodzie pokarmowym. Często słyszę od pacjentów: czuję kamień „w” albo „na” żołądku, sercu, jedna z pacjentek czuła, jak osadzają się jej kamyki w mózgu. W miarę upływu lat, ta energia spowoduje, że zaczną nam twardnieć, a następnie kamienieć różne narządy. Żołądek, jelita będą stawać się leniwe, tracić swe zdolności trawienne; tak samo twardnieć będzie serce. To samo dotyczy pleców, ramion, kręgosłupa, stawów.

PIERSI SYMBOLIZUJĄ MACIERZYŃSTWO

Piersi symbolizują macierzyństwo, ich zdrowie i uroda mają ścisły związek z tą funkcją. Starałem się wykazać, że matka przekazuje córce takie uczucia, jakie otrzymała od swojej matki. Te - do przekazania dalej informacje - w czasie ssania zgromadziła ona właśnie w piersiach. Jeśli są negatywne, to szkodzą i dziecku, i matce. Mogą być też groźne. Zgłosiła się do mnie kiedyś bardzo medialna pacjentka, aby pracować nad swoim dzieckiem, i jeszcze dobrze oczu nie zamknęła, a już krzyczy, że ma guza piersi. Otwiera oczy, bada pierś i go nie ma. Po chwili znów to samo: guz jest i nie ma. Ponownie zamyka oczy i... tym razem ma przerzuty pod pachę. Bada i ich nie ma. Ten guz z przerzutami już był, tylko że w drodze, na poziomie energetycznym. Oczyściłem ją. Można powiedzieć, że rzutem na taśmę uratowała się przed rakiem.

JESZCZE DWIE KRÓTKIE RELACJE PACJENTEK

I. Do mgr. Stanisława Kwasika trafiłam, gdy byłam już u kresu wytrzymałości. Myślałam nawet o samobójstwie. Mąż alkoholik i awanturnik, a ja obarczona pracą zawodową i domem. Jadłam już tylko owsiankę, bo żołądek nic więcej nie przyjmował. Chodzę na spotkania regularnie, jestem medialna, wręcz chłonę energię. Pierwsza ustąpiła bezsenność, później uspokoił się znerwicowany żołądek oraz serce. Stałam się mocna psychicznie. Z uwagi na nerwicę przewodu pokarmowego mgr Kwasik dużo czasu poświęcał na odtwarzanie ssania piersi matki. Było to trochę dla mnie niezrozumiałe, choć mam wyższe wykształcenie biologiczne. Na pytanie: jakie smaki czuję? - odpowiadałam gorzki, cierpki itp. Czasami czułam ból w prawej piersi. I zaczął się zmieniać wygląd moich sutków. Ale może po kolei. Mam 45 lat, jestem niska i drobnej budowy ciała. Na początku małżeństwa schudłam 19 kg - z 70 na 51. Z moich dużych, ładnych piersi została tylko skóra i gruczoły. Również skóra na brzuchu stała się wisząca. Widok ten był żałosny i krępujący. Zmiany, jakie zaszły w wyglądzie po seansach: skóra na brzuchu (szczególnie w dolnej części, gdzie rozstępy przypominały blizny pooperacyjne) wyraźnie się poprawiła, a moje piersi pojędrniały, stały się pełne, stojące.

II. W czasie terapii u pana Kwasika - oglądając się w łonie matki - doznawałam dziwnego uczucia: widziałam siebie skuloną, niedotlenioną, bez ruchu, czułam smaki słony i gorzki. Po porodzie ssałam piersi mojej matki przez Nakładkę ze Światła. Czułam oczyszczającą energię w całym ciele. Schodziły ze mnie uczucia goryczy, łez, ciężaru życia. Kilka zdań pragnę poświęcić moim piersiom. Po kilku spotkaniach u pana Kwasika stały się one inne: są jędrne, ładnie się prezentują, jak u młodej kobiety, a ja mam 49 lat - nie są obwisłe, a takie były, nie są ciężkie, a wcześniej odczuwałam dziwny ciężar, nawet kupując biustonosz prosiłam o odpowiedni na ciężkie piersi. Teraz piersi nie mają zmarszczek, skóra jest gładka, są wypełnione ścisłą, jędrną tkanką. Przyjemnie jest je dotykać.

SILIKON NIE JEST KONIECZNY

Jak widać - dla poprawienia urody piersi - silikon nie jest konieczny. Gdy odreagowuję ciężar życia, słyszę: piersi idą w górę. I nie jest to złudzenie. Zastanawiające! Jak to się dzieje, że zawarty w nich ciężar psychiczny powoduje ich obwisłość. Zapytałem pacjentkę z dużym, twardym - mogę powiedzieć - kamiennym guzem piersi, jakie emocje ssie? Usłyszałem: smak kamienia. Ten guz na odreagowanie tych emocji szczególnie reagował. Po odblokowaniu emocjonalnej niedojrzałości, często panie mówią mi, że urosły im piersi.

Zdrowie i uroda piersi są ważne, tak samo jak zawarty w nich uczuciowy pokarm. Wartości te idą w parze. Jeśli kobieta nie lubi swoich piersi, drażnią one ją, nie uzyskuje przyjemności w czasie pieszczenia ich, to jest sygnał, że zawarta w nich uczuciowa informacja nie jest dobra. Tu jest miejsce na profilaktykę!

STANISŁAW KWASIK

Dopisek: - Po latach zgłębiania zagadnienia, zauważyłem, że pokarm może być kleisty. Symbolizuje on zaborczą matkę. W życiu dorosłym – gdy emocja ta stwardnieje – matka będzie miała tu bardzo silny wpływ.

 

Załącznik nr 1

Pragnę podziękować Panu, Panie Stanisławie, za ciekawe artykuły, w których informuje Pan swoich czytelników o Energii Światła – Energii Boskiej, uczy Pan, jak Tę Energię przyjmować i obdarowywać Nią innych. Artykuły te okazują się bardzo pomocne i pomagają nawet wówczas, gdy nie jest możliwe osobiste udanie się na taką sesję. Zainspirował mnie zwłaszcza artykuł pt.: „Uzdrawianie mistyczne – karmienie Światłem”, w którym opisuje Pan karmienie dziecka przez Nakładkę ze Światłem. Matka karmi dziecko i widzi pokarm jako Światło i karmi Światłem. Karmiłam w ten sposób moje dziecko, gdy było malutkie i zadziwiało wszystkich, jak pięknie przybierało na wadze jako noworodek, jak pięknie i zdrowo rosło, i jak sprawnie karmienie piersią nam szło. Obecnie jestem w ciąży i po przeczytaniu opisów Pańskich terapii, jestem świadoma, co doświadcza dziecko w moim łonie, i również posyłam mu strumień Światła i miłość, i którymi je odżywiam i rzeczywiście rośnie pięknie i rozwija się prawidłowo.
Bardzo Panu dziękuję za inspiracje

wyrazami szacunku

Małgorzata

 

 

 


 
24. Uzdrawianie mistyczne – energia defibracyjna PDF Drukuj Email
Wpisany przez Stanisław Kwasik   

UZDRAWIACZ”, listopad 1998 r.


UZDRAWIANIE MISTYCZNE - ENERGIA DEFIBRACYJNA


ENERGIA DEFIBRACYJNA jest to jedna z wielu energii, jakie ma do swojej dyspozycji uzdrowiciel duchowy. Z całą pewnością nie jest to bioenergia. Energia ta pochodzi z wymiaru mistycznego. Ma Ona potężną moc w sobie, ta moc drzemie w Niej, bierze się z Jej własnego drgania. Są to miliardy drgań Światła na sekundę. Tych drgań nie da się zmierzyć ludzkimi przyrządami. Posługujący się Tą Energią ma możliwość Jej dawkowania.

Z łacińskiego fibra to włókno, stąd defibracja oznacza rozwłóknianie. Energia Defibracyjna oddziałuje na każdą komórkę, na każdą część ciała. Zatem, jeżeli w wyniku jakiś urazów psychicznych lub fizycznych, negatywnych emocji, kompleksów, lęków, przeżyć itp., zaistniałych od momentu poczęcia, aż do teraz, powstanie wadliwa, źle funkcjonująca struktura, która nazywana jest chorobą, to rozbicie tej struktury Energią Defibracyjną, oczyszczenie organizmu z negatywnej pamięci i pozwolenie mu na ponowne, ale już prawidłowe, zestrukturyzowanie się - to jest uzdrawianie Tą Energią.

Przy użyciu Energii Defibracyjnej nie tylko uwalnia się organizm ze złej informacji, ale w jej miejsce wprowadza się treści pozytywne, np. jeśli ktoś miał ciężkie dzieciństwo, trudny poród, ma niską samoocenę, jest lękliwy itp., to można sprawić, że ten ktoś nie tylko będzie wolny od tych obciążeń, lecz uzyska taką strukturę psychofizyczną, jakby wynikała ona z pięknego dzieciństwa, lekkiego porodu, z posiadania wysokiej samooceny czy bycia odważnym.

Terapia z udziałem Energii Defibracyjnej jest szybka i głęboka. Co nie znaczy, że uzdrawianie jest natychmiastowe. To rozbijanie blokad, zrostów, złej struktury organizmu wymaga czasu. Wszystko zależy od tego, co się chce osiągnąć. Czy tylko uwolnić się od jakiejś choroby, często lekkiej, czy się chce osiągnąć wysoki poziom rozwoju, zregenerowania się, odmłodzenia.

Przedstawię teraz przykłady moich uzdrowień, które uzyskałem dzięki Energii Defibracyjnej. Piszą sami zainteresowani.

PRZYKŁAD 1: Jestem pielęgniarką. Mam 38 lat. Mój problem zaczął się 4,5 roku temu. Początkowo był to zwykły kaszel ze zmianami osłuchowymi. Zdjęcie rtg nic nie wykazało. Uznano to za typowe, przewlekłe zapalenie oskrzeli. Leczono mnie antybiotykami; następowała okresowa poprawa. Pojechałam do sanatorium nad morze. Poczułam się lepiej, niestety, na krótko. Ponownie zaczął mnie męczyć kaszel, któremu towarzyszyła duszność. Wykonanie każdej czynności było dla mnie dużym wysiłkiem. Lekarz od chorób płuc powiedział: „Widocznie taka już pani uroda, taka pani ma być”. Z czasem ataki duszności były coraz częstsze i silniejsze. Jedynie inhalator przynosił mi ulgę. W gabinecie homeopatycznym również nie znalazłam pomocy.

W ten sposób dotrwałam do lutego 1998 r. Wtedy to, gdy kaszel nie pozwalał mi spać, a ataki duszności w pracy przerywane były wlewami - powiedziałam sobie: dość! Zgodziłam się na szpital; dotąd bałam się, że wykryją u mnie nowotwór. Tym razem zdjęcie rtg wykazało zmiany wskazujące na zwłóknienie tkanki płucnej, a tomograf to potwierdził. Dowiedziałam się, że jedynie sterydy mogą powstrzymać rozwój choroby. Aby jednak określić ich rodzaj, należy poddać się zabiegowi nacięcia i pobrania chorej tkanki do badania. Byłam załamana taką perspektywą. Czekała mnie renta inwalidzka i świadomość, że w najlepszym wypadku uda się zatrzymać rozwój choroby i będę nadal męczyć się jak dotychczas.

Mój mąż, przerażony sytuacją, zaczął przeglądać czasopisma poświęcone niekonwencjonalnym metodom leczenia. Ja nie byłam przekonana co do skuteczności tego rodzaju terapii. Widząc jednak optymizm męża i nie chcąc sprawić mu przykrości - a z drugiej strony bojąc się zabiegu - zgodziłam się, aby umówił mnie na wizytę u mgr. Kwasika, którego artykuł w „Uzdrawiaczu” pt. „Genoterapia mistyczna” wywarł na mnie duże wrażenie. Jadąc na pierwszą wizytę, byłam przekonana, że będzie ona również ostatnią. Jednakże to, co przeżyłam podczas tej godziny, zmieniło moją ocenę takiego sposobu leczenia. Na początku poczułam ogromne rozluźnienie całego organizmu, chwilami oddech stawał się głębszy, wolniejszy, bez charakterystycznego dotąd świstu. Czułam, jakbym się na nowo narodziła. Wychodząc z gabinetu miałam w sobie wielką wolę walki z chorobą i byłam przekonana, że następne wizyty przybliżą zwycięstwo w tej walce. Tak też się stało.

Moje samopoczucie fizyczne i psychiczne uległo zdecydowanej poprawie, zapomniałam o kaszlu, dusznościach, inhalatorze. Chciało mi się po prostu żyć. Zbliżał się jednak nieubłaganie termin zabiegu w lubelskiej klinice, przełożony na moją prośbę o miesiąc. Z nowym zdjęciem rtg płuc i z bijącym sercem poszłam do tego samego specjalisty. Jego głębokie zdziwienie i określenie cofnięcia się zmian chorobowych jako rewelacyjne było dla mnie najlepszym potwierdzeniem możliwości uzdrowicielskich pana Kwasika. Lekarz oczywiście z zabiegu zrezygnował, wyznaczając termin następnej wizyty kontrolnej za dwa miesiące. Zaznaczył, że jeśli kolejne zdjęcie będzie podobne do obecnego, to zapomnimy o całej sprawie.

W oczekiwaniu na termin kolejnej konsultacji lekarskiej, regularnie odwiedzałam gabinet pana Kwasika. Moje samopoczucie poprawiło się tak bardzo, że prawie zapomniałam o trapiących mnie niegdyś dolegliwościach. Bogatsze stało się również moje życie duchowe. Nowe zdjęcie potwierdziło zatrzymanie się choroby. Lekarz powiedział: „Musimy się rozstać, nie widzę u pani żadnych wskazań do zabiegu, koniec z chorobą”. Ucieszyło mnie to bardzo, mam świadomość tego, że to tylko dzięki mocy uzdrowicielskiej pana Stanisława Kwasika tak się stało.

Dziękuję.


PRZYKŁAD 2: Od 20 lat chorowałam na nerwicę wegetatywną. Choroba ta wymagała zażywania leków, po których cierpiałam na bezsenność. Po godzinie snu budziłam się roztrzęsiona i do rana już nie spałam. Bywały noce całkowicie bezsenne. Miewałam bardzo silne zawroty głowy. Nieraz przesiedziałam całą noc, gdyż nie mogłam się położyć. Miałam również wysokie ciśnienie. Byłam załamana.

Przypadkowo wpadł mi w ręce „Uzdrawiacz” z adresem mgr. Kwasika. Postanowiłam skorzystać z jego pomocy. Po pierwszej wizycie wstąpiła we mnie nadzieja, ponieważ poczułam się znacznie lepiej. Po następnych byłam odprężona i wyciszona. Minęło już pół roku. Nie biorę żadnych leków. Nerwica ustąpiła, unormowało się ciśnienie. Zasypiam już po kilkunastu minutach i śpię całą noc. Ustąpiły też bóle i zawroty głowy. Jestem bardzo wdzięczna.

PRZYKŁAD 3: Do Stanisława Kwasika zwróciłam się po pomoc, gdyż mój starszy syn (5 lat) był nerwowy, moczył się oraz miał trudności z mówieniem, i pomoc tę uzyskałam. Tym razem byłam w czwartym miesiącu z trzecią ciążą i odczuwałam już spojenie łonowe.  Po raz pierwszy dało ono znać o sobie w siódmym miesiącu drugiej ciąży. Rozeszło się, nie mogłam chodzić. Po porodzie (dziecko ważyło 4300 g) prześwietlenie wykazało rozejście na jeden palec. Przez dwa dni leżałam opasana pasami. Teraz przestraszyłam się na dobre. Czwarty miesiąc i już mnie boli. Bałam się, że nie będę mogła wstać z łóżka. Teraz  znowu spojenie rozeszło się na palec i lekarz kieruje mnie na pół roku na leżenie na kołkach.

Szok! Pojechałam po raz drugi do pana Kwasika. Myślę sobie, powiem mu, może doda mi energii, żebym mogła jak najlepiej znieść to leżenie. A on mi mówi, że opasze mnie energią w biodrach i ściągnie spojenie. Po chwili pyta, czy czuję jakby mnie coś opasywało? Odpowiadam, że tak, ale myślę: co to da? Jakby mnie głowa bolała czy nie mogłabym spać, to może by pomogło, ale spojenie? I zapomniałam. Tak gdzieś za dwa tygodnie uświadomiłam sobie, że mnie nic nie boli. Niemożliwe? A jednak okazało się możliwe!

Będąc u lekarza na kontrolnej wizycie zapytałam, czy jest jakieś lekarstwo na spojenie? Usłyszałam w odpowiedzi: „Pacjentka zgłasza się do szpitala, leży dwa tygodnie nogami do góry i ze dwa dni może chodzić, a później dalej to samo”. Pyta się, czy wypisać mi skierowanie. Podziękowałam.

Spojenie już mnie nie bolało. Poród był lekki, ani jednego szwa, bardzo szybko doszłam do siebie. Dziecko pięknie się chowa. Dziękuję.


OCENA LEKARZA


Poprosiłem o ocenę tych trzech przypadków dr n. med. Kingę Borowicz - internistkę z Lublina. Oto ona: Samoistne śródmiąższowe zwłóknienie płuc to: rozlane zgrubienie ściany pęcherzyków płucnych, spowodowane nacieczeniem komórek lub włóknieniem, zgromadzeniem się wysięku pęcherzykowego lub bez tego gromadzenia się. W przypadku zwłóknienia samoistnego - nie znamy przyczyny choroby. Czynnik genetyczny może odgrywać pewną rolę w rozwoju schorzenia. W miarę postępowania choroby dochodzi do powstania objawów duszności i zwiększenia częstotliwości oddechów, a także suchego kaszlu.

U pacjentki wykonano szereg badań diagnostycznych: rtg klatki piersiowej, gazometrię, spirografię i tomografię komputerową. Jednak największe znaczenie ma biopsja płuca i badania histopatologiczne. Do badań takich nie doszło ponieważ - w wyniku terapii Stanisława Kwasika przestała istnieć konieczność ich przeprowadzenia. Niemniej jednak badania wykonane w szpitalu wykazały niezbicie, że choroba niezaprzeczalnie istniała. I to taka choroba, która nie cofa się samoistnie. Poprawa stanu zdrowia, wykazana również później w kontrolnych rentgenogramach, nie mogła być wynikiem jedynie sugestii, musiało zaistnieć coś jeszcze, tym bardziej, że pacjentka sama twierdzi, że była sceptycznie nastawiona do tego rodzaju terapii. Gdybyśmy dysponowali wszystkimi badaniami kontrolnymi, z tomografią komputerową włącznie - to byłaby rewelacja.

Pacjentka, która cierpiała na nerwicę i bezsenność - jest typowym wskazaniem do psychoterapii. Stąd też była ona wdzięcznym obiektem dla pańskiej terapii. W tym przypadku najważniejsza jest relacja pacjentki.

Przypadek rozerwania się spojenia łonowego. Pękł tu więzozrost, czyli tkanka spajająca powierzchnię kości łonowej. W takiej sytuacji miednica staje się labilna. Z medycznego punktu widzenia ciężarna powinna przebywać w szpitalu. Skoro lekarz proponował pacjentce hospitalizację, to tylko znaczyć może, że miał on świadomość takiej konieczności. Zapewne wiedział o rozerwaniu spojenia łonowego w czasie porodu drugiego dziecka oraz wykonał aktualnie odpowiednie badania.

W tym przypadku więzozrost odtworzył się w czasie ciąży. Jeśli przyjmiemy, że w czwartym miesiącu ciąży pacjentka nadawała się do szpitala, gdyż odczuwała bóle, a później - w miarę rozwoju płodu - już ich nie odczuwała i poród odbył się normalnie, a do tego jeszcze dodamy, że opiekowała się dwojgiem małych dzieci i prowadziła dom - to stwierdzić należy, że to wszystko odbyło się wbrew wiedzy lekarskiej, wbrew logice.

Okazało się, że ziemska logika niekoniecznie musi wytrzymać próbę w konfrontacji ze Światem Duchowym. Na wiele pytań otrzymywałem odpowiedź: „Umysł ludzki nie jest w stanie tego zrozumieć”. Pozostała nam zatem pokora.

STANISŁAW KWASIK

 
23. Genoterapia mistyczna PDF Drukuj Email
Wpisany przez Stanisław Kwasik   

UZDRAWIACZ”, styczeń 1998 r.


GENOTERAPIA MISTYCZNA


Wielu uzdrowicieli osiąga dobre rezultaty, jednakże gdy dochodzi do ich oficjalnego zaprezentowania, z reguły pada pytanie: czy zostały one potwierdzone przez lekarza? Owszem, można ten problem bagatelizować, lecz - na dłuższą metę - jest to utrudnienie. Nie chodzi tu tylko o docenienie uzdrowiciela, któremu - nie wiedzieć dlaczego - zaleca się ciągle pokorę. Obowiązujące w Polsce prawo mówi, że tylko lekarz może stwierdzić to czy tamto. I bardzo dobrze. Niech więc lekarz stwierdza, ale także to, czego dokonał uzdrowiciel. Mało tego, niechże on w swoim procesie leczenia ten fakt uwzględnia. A jest tak, że rzadko który pacjent ma odwagę powiedzieć lekarzowi, że skorzystał z pomocy uzdrowiciela.

Przytoczę fragment listu pacjentki, której usunąłem guza piersi.(...) Jak Pana informowałam, miałam skierowanie do szpitala na 14.07.97 r. Jakież było zdziwienie lekarki, która mnie skierowała do szpitala, że nie może znaleźć guza. Od razu zostałam poddana badaniu USG piersi. Okazało się, że nie mam guza. Patrzono na mnie jak na nienormalnego człowieka. Nic nie powiedziałam o Panu, bo się wydawało, że jeszcze pogorszę sytuację. Wypisano mnie ze szpitala następnego dnia.(...)

Tym razem wszystko dobrze się skończyło, choć można byłoby zapytać pacjentkę, dlaczego nie miała odwagi dać świadectwa prawdzie? Ale co by było, gdyby nie udało mi się - z uwagi na krótki termin - całkowicie usunąć guza, a tylko sprawić, że przestałby być złośliwy i nie wykonano by nowych badań histopatologicznych? Czy czasem zbytecznie nie amputowano by piersi? Guzy to jeszcze pół biedy. Są takie choroby, jak cukrzyca, gdzie dawka leku musi być ściśle określona. Lekarz nie przyjmuje do wiadomości, że pacjent korzysta z pomocy uzdrowiciela, a tu cukier skacze. Oczywiście, cukrzyk z doświadczeniem, wyposażony w odpowiedni sprzęt, precyzyjnie określi dawkę leku i wszelkie obawy uzdrowiciela rozwieje. Tylko niech się komuś coś stanie.

Nie chodzi tu przecież o jakąś irracjonalną rywalizację uzdrowicieli z lekarzami, ale o współpracę, dla dobra chorego. Przekonywać o sensie naszej pracy Czytelników pism medycyny alternatywnej nie muszę. Chodzi o wątpiących, oni pytają: a co na to lekarze? A ci oficjalnie - jako instytucja - nas odrzucają, a nawet potępiają, choć prywatnie, w tajemnicy przed kolegami, korzystają z naszych usług.


LEKARZE I BIOTERAPIA


Na tle tej zagmatwanej sytuacji, z przyjemnością pragnę poinformować Czytelników, że udało mi się dotrzeć do dwóch lekarzy - jak sami piszą - otwartych na wszystkie obecnie dostępne metody terapii. Zgodzili się oni ocenić prezentowane przeze mnie „podejście”, wziąć udział w moich seansach, a przez to na samym sobie doświadczyć tego wszystkiego, o czym piszę, ale przede wszystkim przeprowadzić eksperyment naukowy. Lekarze ci to dr n. med. Kinga Borowicz - internista i dr Piotr Wilczyński - chirurg. Oboje z Lublina. Oto ich wypowiedź, dotycząca nie tylko mojej osoby, ale szerzej - medycyny alternatywnej w ogóle:

Konwencjonalna medycyna staje często przed problemem braku możliwości wyleczenia wielu jednostek chorobowych. Być może jest to jednym z powodów powrotu do źródeł, czyli do starych metod terapeutycznych, np.: ziołolecznictwo, homeopatia, refleksoterapia, jak i szukanie nowych (psychoterapia, metoda Reiki, wizualizacja wg Silvy, hipnoza). Metody niekonwencjonalne odnoszą pozytywny skutek, zwłaszcza w chorobach o podłożu psychosomatycznym. Współcześnie doceniamy już wpływ naszej psychiki na formę fizyczną, ale nadal to, co jesteśmy w stanie ogarnąć intelektualnie, jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Alternatywne metody terapeutyczne są nieocenione jako uzupełnienie leczenia klasycznego, wspomagają go i pozwalają na zaatakowanie choroby z kilku stron. A przecież już Hipokrates sformułował podstawowe prawo medycyny: przede wszystkim nie szkodzić. Najważniejszy jest cel - niesienie ulgi chorym. Droga, która do tego prowadzi, powinna być sprawą drugorzędną i, jako skuteczna, akceptowana przez świat lekarski.

Mgr Stanisław Kwasik, zajmujący się psychotroniką, proponuje pacjentom oddziaływanie na nich energią mistyczną. W swojej pracy łączy wiele metod: psychoterapię, wizualizację, elementy sugestii, oddziaływanie energią. Jednym z etapów jego terapii jest powrót do życia prenatalnego (w łonie matki). W zaburzeniach tego okresu, wg mgr. Kwasika, należy poszukiwać źródeł wielu problemów psychicznych, jak i wielu przewlekłych chorób nękających ludzi w wieku dorosłym. Odreagowanie stresu okresu prenatalnego, czasu porodu oraz wieku noworodkowego i niemowlęcego, kiedy dziecko w pełni uzależnione jest od matki, pozwala na wyeliminowanie wielu chorób somatycznych, jako skutku dysharmonii psychicznej, jak i na osiąganie coraz pełniejszego rozwoju intelektualnego i emocjonalnego. Obecnie nikt już nie kwestionuje ogromnego wpływu stanu psychicznego matki oraz stopnia akceptacji dziecka przez jego rodziców na dalszy jego rozwój psychofizyczny. Przyszłym rodzicom zaleca się przykładanie dłoni do łona matki, rozmawianie ze swoim przyszłym dzieckiem, rozwija się nawet dziedzina muzykoterapii okresu płodowego.

Większość przewlekłych, nieuleczalnych chorób ma podłoże genetyczne. Błąd zapisu nici DNA powoduje nieodwracalne zmiany. Nieodwracalne - ponieważ w chwili obecnej medycyna konwencjonalna, poza kazuistycznymi przypadkami genoterapii, nie dysponuje możliwością operowania i naprawiania materiału genetycznego. Mgr Kwasik proponuje własną odmianę genoterapii - oddziaływanie energią mistyczną, której jest przekaźnikiem, na wyobrażone sobie metodą wizualizacji nieprawidłowe fragmenty kwasu DNA. Miejsca takie pod wpływem tej energii są naprawiane, co pozwala na właściwe odczytywanie matrycy materiału genetycznego. We współczesnej fizyce znane są zjawiska oddziaływania różnego rodzaju energii na ciała materialne, w postaci m. in. efektu tunelowego. Działania energii mistycznej nie jesteśmy w stanie ocenić lub zmierzyć ściśle naukowymi metodami. Mamy jednak możliwość porównania stanu pacjenta sprzed i po terapii. W tym aspekcie wyniki leczenia energią mistyczną mogą być bardzo obiecujące.

Jesteśmy lekarzami otwartymi na wszystkie obecnie dostępne metody terapii. Uczestniczyliśmy w seansach mgr. Kwasika. Doznaliśmy przy tym bardzo podobnych wrażeń, m. in. mrowienie dłoni i stóp, dośrodkowe pulsacyjne rozchodzenie się energii, ucisk z następującym po nim uczuciem lekkości w głowie, ucisk między brwiami, uczucie ciepła, a czasem uczucie zimna i dreszcze. Po seansach byliśmy uspokojeni, wyciszeni; a nawet zmęczeni. Energia witalna powracała, a nawet zwielokrotniała się kilka godzin później. Pobyt u mgr Kwasika pozytywnie wpłynął na nasze samopoczucie psychiczne i fizyczne, nie powodując żadnych skutków ubocznych.


BIOTERAPIA, A KOD GENETYCZNY


Moi opiniodawcy piszą, że większość przewlekłych i nieuleczalnych chorób ma podłoże genetyczne, a także, że medycyna konwencjonalna praktycznie nie ma możliwości naprawienia kodu DNA. Spróbujmy wyjaśnić co to takiego ten kod genetyczny. W jądrach komórek znajdują się cząsteczki kwasu dezoksyrybonukleinowego - DNA, nazywane też genotypami lub genomami. Są to mikroskopijne spiralki czy skręty z nici (łańcuchów), w których osadzonych jest ponad sto tysięcy kuleczek - genów. Głębiej nauka już nie sięga. Natomiast jasnowidz lub medium odczytają, że w każdym genie jest jeszcze po kilka tysięcy drobin. Nauka, która zajmuje się omawianym zagadnieniem, nazywa się genetyką; zaś terapia stąd wynikająca - genoterapią. Są to jednak dopiero początki.

DNA, czyli kod genetyczny, jest to wzorzec (matryca), w oparciu o który zbudowany jest i funkcjonuje organizm. W DNA są informacje otrzymane od przodków, jest w nim zawarta również historia naszego życia, o którą to wzbogacony kod jest przekazywany następcom.

Uszkodzonego, czy wręcz wadliwego, kodu organizm sam nie naprawi. Wręcz przeciwnie, traktuje go jakby był dobry i cały czas do niego się dostraja. Inaczej mówiąc, układ obronny (immunologiczny) nie potrafi odróżnić kodu prawidłowego od złego. Dla niego on jest zawsze wzorcem, do którego należy się porównywać i w oparciu o które to informacje funkcjonować. Bioenergoterapia wzmacnia organizm, może pomóc w chorobach niegenetycznych, ale jeśli chodzi o geny to jest bezradna.

W „Uzdrawiaczu” z lipca 1997 r. w artykule pt. „Uzdrawianie mistyczne” pisałem o energii pochodzącej „z drugiej strony”, o jej ogromnej mocy i nieograniczonych możliwościach. I właśnie, jedna z form uzdrawiania mistycznego to: genoterapia mistyczna.

Obecnie jest to jedyna możliwość naprawienia kodu genetycznego. Daje nam ją właśnie energia mistyczna - Energia Światła (Bóg jest Światłością). Potrafi Ona wykasować z kodu DNA chorobotwórcze informacje, w oparciu o które organizm funkcjonuje nieprawidłowo, i w to miejsce wprowadzić wzorzec zdrowia, co spowoduje, że układ immunologiczny sam już doprowadzi do uzdrowienia.

Pragnę jednak zwrócić uwagę na fakt, że jak w każdym rodzaju terapii bywają spektakularne przypadki uzdrowienia, tak i tutaj. Jednakże, aby doprowadzić do zdrowia człowieka schorowanego, to z reguły trzeba się natrudzić. Kod genetyczny jest to ogromna ilość kombinacji. Niewłaściwe geny są szare, czarne, w zaniku - a powinny być to światełka. Mało tego, wiązania genowe (nici) potrafią być poprzerywane, poplątane, naprężone - i je też trzeba naprawić. Przecież ta czerń czy to przerwanie coś znaczą: jest to zapis choroby! Bez wątpienia jest to praca do wykonania, a nie jakieś hokus-pokus.

Pozostało mi już tylko zaproponować zainteresowanym udział w eksperymencie naukowym. Uczestnicy powinni poddać się badaniu lekarskiemu przed terapią i po jej zakończeniu, aby prowadzący eksperyment mogli mieć materiał porównawczy. Oczywiście, mogą być cały czas pod opieką tych lekarzy, co byłoby nawet wskazane.

STANISŁAW KWASIK

 

 

Załącznik nr 1

Od bardzo dawna czułam ból piersi, głównie lewej. Ból ten ani trochę nie ustępował, wręcz przeciwnie, czasami się nasilał. Postanowiłam z moim problemem zgłosić się do Pana Stanisława Kwasika. W czasie seansu ujrzałam kilka guzków, które nie zmaterializowały się jeszcze. Po chwili pokazały się wiadra z żółta żrącą cieczą, które - po wypełnieniu - przechylały się i ciecz wylewała się do moich piersi (to powodowało ból). Ta ciecz to był pokarm genetyczny – przekazywany drogą karmienia piersią, czyli czym matka córkę nakarmiła, a ta dalej swoją córkę, i tak przez niezliczoną liczbę pokoleń. Powoli zaczęliśmy przerabiać kod genetyczny i to czym matka mnie nakarmiła. Kobiety z kodu genetycznego zaczęły pomału przechodzić do Światła, dzięki temu już nikt nie napełnił wiader żrącą cieczą. Na samym końcu "kolejki" pokazała się skrzynia. W skrzyni tej był płyn, kiedy został on oddalony, ukazała się kobieta, która zmarła na raka. Gdy sobie uświadomiłam ten problem, kobieta zaczęła się zwolna rozpuszczać razem z tą skrzynią. Kiedy to się stało, guzki stopniowo zaczęły znikać i ból ustąpił. Miejsce, w którym znajdowały się moje przodkinie z kodu, zaczęło zalewać Światło. Gdy wlało się Światło, poczułam ulgę. Od seansu minęło kilka miesięcy, a ja nie odczuwam żadnego bólu. Myślę, że w ten sposób pozbyłam się prawdopodobnego raka piersi. Dziękuję.

Weronika

 
22. Uzdrawianie mistyczne PDF Drukuj Email
Wpisany przez Stanisław Kwasik   

UZDRAWIACZ”, lipiec 1997 r.



UZDRAWIANIE MISTYCZNE



Istnieją różne metody uzdrawiania niekonwencjonalnego. W moim artykule odniosę się do oddziaływania energią. Tu głównie widzimy bioenergoterapię. Przedrostek „bio-” oznacza posługiwanie się mocą uzdrowicielską wytworzoną przez organizm terapeuty. Taki uzdrowiciel może też posługiwać się energią kosmiczną (praną), wówczas on albo wcześniej przyjmie energię i później przekazuje ją choremu, albo jest kanałem, przez które przepływa ta energia do potrzebującego. Przyjmuje się, że posługiwanie się energią własnego organizmu i energią kosmiczną nazywa się bioenergoterapią. W tym rozumieniu kosmos dotyczy przestrzeni, która nas bezpośrednio otacza. W obu przypadkach mamy do czynienia z fizycznością uzdrawiania.

Jest jeszcze druga strona, ta nie fizyczna, duchowa, mistyczna. Po tej drugiej stronie też istnieją energie. I to niesamowite! Myślę, że uzdrowiciel, który otrzymał dar posługiwania się tymi mocami, wtedy - kiedy ich używa - nie jest bioenergoterapeutą, gdyż nie ma tu tego: „bio”. Nie znaczy to, że przestał nim być na zawsze. Może przecież, kiedy zechce, posługiwać się bioenergią.

Zastanawiałem się, jak powinno nazywać się uzdrawianie, gdy uzdrowiciel posługuje się tą energią z drugiej strony. Uzdrawianie duchowe? Metafizyczne? Duchowość i metafizyka to pojęcia wieloznaczne. Pozwolę sobie na określenie: uzdrawianie mistyczne. Jest to termin o tyle trafny, że odnosi się do Boga, religii. A jakżeż tę drugą stronę można sobie inaczej wyobrazić?!

Zdaję sobie sprawę, że jest to temat bardzo delikatny, że można zostać posądzonym o wynoszenie się ponad innych, o bycie fałszywym prorokiem. Poruszam ten temat z kilku powodów. Najpierw dlatego, że sprowokował mnie „Uzdrawiacz”, który jakby się uaktywnił w klasyfikowaniu uzdrowicieli. Pragnąłbym, aby uzdrawianie mistyczne zaistniało w świadomości Czytelników. Myślę, że właściwe i jedyne kryterium oceny to owoce pracy, nie zaś szum informacyjny, reklama. Jeśli są uzdrowiciele, którzy pragną stawać w szranki, to ich sprawa. Tylko że tu wyznacznikiem wartości powinien być eksperyment kliniczny. Ale czy w dobie walki lekarzy z medycyną niekonwencjonalną jest to możliwe? Jeżeli „Uzdrawiacz” nie ma w ręku porządnego narzędzia, czyli możliwości przeprowadzenia obiektywnego eksperymentu naukowego, to po cóż dokłada tylu starań w klasyfikowaniu uzdrowicieli. Owszem, należy przestrzegać przed nieuczciwymi. Jednakże nie bałbym się aż tak, tzw. nawiedzonych. Każdy z nas miał jakieś początki, często bardzo naiwne. Ci ludzie mają w sobie ogromny potencjał pasji, miłości. W wyniku takiej pracy rozwijają się zdolności uzdrowicielskie. I odwrotnie, zanikają te zdolności czy są odbierane, gdy tej miłości i poświęcenia zaczyna brakować. Przestrzegać więc należałoby raczej przed wypalonymi uzdrowicielami, którzy zamienili swoje powołanie na intratne zajęcie.


MOC POCHODZI OD BOGA


Drugi powód, dla którego poruszam ten temat, to: często odnoszę wrażenie, że bioenergoterapeuci sami ustawiają się na poziomie lampy naświetlającej w gabinecie fizykoterapii. I tu jest pytanie: kiedy ich moc uzdrowicielska pochodzi „z tej”, a kiedy „z tamtej” strony? Tego co duchowe, mistyczne nie da się wyjaśnić naukowo. Może kiedyś, na poziomie wyższej fizyki, ale do tego potrzebni są i naukowcy, i dobra wola. W uzdrawianiu istnieje generalna zasada: więcej wiary - więcej mocy: Uzdrowiciel nie może przypochlebiać się komukolwiek, lekarzom, pacjentom, znajomym. Powinien kategorycznie odciąć się od osób poddających w wątpliwość istotę uzdrawiania i jego moc - bo od razu traci. A czy ta potrzeba bycia „naukowym”, nowoczesnym, modnym nie wynika czasem z naszych kompleksów, ze zdezorientowania? A może z ateizmu? Każdy ma prawo wierzyć w kogo chce i w co chce; może nawet zredukować wartość swojej pracy do zabiegu fizykoterapeutycznego. Ja pragnę oświadczyć z naciskiem, że ta najpiękniejsza moc pochodzi od Boga.


ŚLEDZTWO W SPRAWIE CHOROBY


I jeszcze jeden powód to wątek osobisty. Ja tak jak wielu uzdrowicieli, szukałem swej drogi, wczytywałem się w psychologię głębi, a to pomogło mi zrozumieć procesy zachodzące w psychice człowieka. Byłem bioenergoterapeutą, choć większą wagę przywiązywałem do rozwikłania przyczyny choroby, niż do oddziaływania na skutek. Cały czas poszukiwałem i pracowałem nad sobą. Te moje seanse, często wielogodzinne, to było bezustanne stawianie pytań. Zaryzykuję stwierdzenie: prowadziłem śledztwo w sprawie choroby. I po siedmiu latach takiej pracy - a siódemka to liczba szczególna - otrzymałem dar: możliwość posługiwania się energią mistyczną.


PIERŚ SINA I OPUCHNIĘTA


Przytoczę przykład uzdrowienia przy pomocy nowej mocy - oto relacja pacjentki: Zachorowałam na zapalenie sutka. Pierś stała się sina, opuchnięta i bardzo bolesna. Trwało to 11 miesięcy. Leczenie przerwano, gdyż „wysiadły” nerki. Zaczęłam szukać pomocy w terapii niekonwencjonalnej. Czytając „Kalendarz Uzdrawiacza” wybrałam mgr. Stanisława Kwasika, gdyż mieszka blisko mnie. Pojechałam do niego z bardzo silnym stanem zapalnym piersi, bólem kolana, z bardzo bolącym guzem na kręgach szyjnych, ze zwyrodnieniem stawowym szczęki, z niedowładnością całego prawego boku - powstałą 19 lat temu przy porodzie. Po pierwszej wizycie ustąpiły: sinizna piersi, jej obrzęk i ból zewnętrzny. Bolało mnie jeszcze trochę w środku przy ucisku. Zmniejszył się ból kręgów szyjnych; doznałam tam dużego rozluźnienia. Ustąpiła depresja, wielki lęk przed rakiem, a trwało to przez cały okres choroby piersi. Leki, które przyjmowałam, były właśnie przeciwko rakowemu zapaleniu sutka. Po drugiej wizycie ból piersi ustąpił całkowicie, stała się ona miękka, nabrała różowego koloru. Po kolejnych wizytach: szczęka cofnęła się na swoje miejsce. Mogę już gryźć zębami, bo dotąd gryzłam dolnymi zębami i górnym dziąsłem, przez co miałam je ciągle pokaleczone. Przyjmuję energię bardzo dobrze, guz na kręgach szyjnych znika, władność wraca do prawego boku, kolano nie boli. Czuję się wspaniale, tego nie da się opisać, to trzeba doświadczyć. Każdego dnia zachodzą zmiany w całym organizmie. Przez wiele lat, będąc żoną alkoholika, wytraciłam w sobie kobiecość, mój brzuch był twardy, bolesny, bolała mnie kość ogonowa, nie mogłam siedzieć. To wszystko ustąpiło. Czuję się coraz bardziej kobietą. Mój mąż od 12 lat był alkoholikiem. Po wypiciu stawał się agresywny, wprawdzie nie bił nas, ale nam ubliżał. Pan Kwasik zaproponował mi, abyśmy zajęli się nim. Sprawdziłam się w roli medium. Mąż - nie wiedząc dlaczego - przestał pić, zajął się pracą, zaczął mnie adorować.


OŚ DOBRO - ZŁ0


Dotąd rozpatrywałem pacjenta na osi: zdrowie - choroba. I tutaj całe to „naukowe” rozumienie jest jak najbardziej aktualne. Są w miarę dobre rezultaty, ludzie zdrowieją i niby wszystko powinno być w porządku. Jednakże rozpatrywanie człowieka w odniesienia do Boga daje zupełnie nowe możliwości. Tu mamy nową oś: dobro - zło. I dopiero nałożenie tych dwóch osi na siebie powoduje właściwe spojrzenie. Można być alkoholikiem dlatego, że cierpi się na nerwicę, która nazywa się: neurotyczne nadużywanie alkoholu i narkotyków, i w ten sposób rozwiązywać swój wewnątrzpsychiczny konflikt. Ale nie każdy, kto pije, jest neurotykiem. Często ludzie piją tylko dlatego, że są źli. I tu kończy się terapia, a zaczyna walka ze złem.

Są ludzie wysoko rozwinięci i nisko. Na podstawie fizyki tak by to można wyjaśnić: ci pierwsi charakteryzują się wysoką częstotliwością drgań, mają fale szybkie i krótkie; ci drudzy - niską częstotliwością drgań, fale są tu wolne i długie. Brak wiary w Boga, negatywne emocje, nałogi, pragnienia majątku, władzy, sławy, zemsty itp., to wszystko obniża częstotliwość drgań i czyni nas gorszymi. Zawsze proponuję: uwolnić się od wszystkiego co negatywne, odreagować co możliwe, wówczas nie tylko przesuniemy się na osi zdrowie choroba w stronę zdrowia, lecz i przemieścimy się na osi dobro - zło w kierunku dobra. Fale o wysokiej częstotliwości są czyste, świecą, o wielkiej częstotliwości, wręcz palą. I odwrotnie - fale o niskiej częstotliwości są czarne, brudne, nieprzyjemne, zimne. Tam gdzie jest bardzo wysoka częstotliwość, to Zło - pisane z wielkiej litery - nie podejdzie.


UZDRAWIANIE MISTYCZNE


Uzdrawianie mistyczne, to nowy rozdział w moim życiu. To jest dostęp do mocy, której umysł ludzki nie jest w stanie pojąć. Przytoczę jeszcze moje uzdrowienie 10-miesięcznego synka magister farmacji, osoby - bądź co bądź - z wyższym medycznym wykształceniem. Cierpiał on na dysplazję lewego bioderka. Matka pisze: Lekarz ortopeda twierdził, że leczenie idzie bardzo ciężko. Na początku stycznia br. powiedział on, że zaistnieje cud, jeśli w czasie kolejnej wizyty - za 6 tygodni - wszystko będzie w porządku. Miałam trzymać dziecko w rozwórce 24 godziny na dobę. Niestety, synek jest bardzo ruchliwy, wyswobadzał się, płakał, w nocy - po dwóch godzinach - zmuszona byłam zdejmować mu ją.

Tu zrobię przerwę w cytowaniu mamy i napiszę co uczyniłem. Otóż poprosiłem moją pacjentkę, która wcześniej sprawdziła się jako medium, aby wczuła się w chłopczyka. Odczuła ona wyraźnie źle ustawione bioderko. Ustawiłem odpowiedni program i... energia poszła. Usłyszałem pisk medium z bólu i zgrzyt kości. Być może posłałem za dużo energii, a może tak trzeba było, żeby odpowiednio ustawić staw? Były to moje początki. Za to efekt okazał się znakomity. Po dwóch dniach matka poszła do lekarza i tak to opisała:

W dniu wyznaczonej wizyty u ortopedy byłam jak w transie, ze strachu serce miałam w gardle. Zrobiłam zdjęcie rtg i poszłam z synkiem do ortopedy. Lekarz przez kilka minut oglądał zdjęcie, jakby nie wierzył, po czym powiedział: koniec leczenia - wszystko jest w najlepszym, porządku. A jednak cud!

To samo dziecko i ta sama mama, tylko wyszkolona już w roli medium, gdyż przeprowadziłem z nią szereg uzdrawiających jej rodzinę seansów.

Kolejna relacja: Na umówione spotkanie z mgr. Kwasikiem wybierałam się z mieszanymi uczuciami. Mój synek całą noc gorączkował, a wezwana rano koleżanka, lekarz pediatra stwierdziła anginę, gardło było zawalone ropnymi czopami. Około 11.00 podałam dziecku syrop przeciwgorączkowy, pozostawiłam je uśpione pod opieką niani i koleżanki farmaceutki, i pojechałam. W gabinecie Pana Stanisława opowiedziałam zaraz o moim chorym synku. On mnie uspokoił, kazał mi - jako medium - wczuć się w dziecko. Tak się stało. Poczułam w gardle ból, smak ropy i niemożność przełykania śliny. Pan Kwasik posłał uzdrawiającą energię - odczułam ją jako przyjemne ciepło; po chwili gardło było całkowicie czyste. Zaraz pojechałam do domu. Około 13.00 synek obudził się. Wzięłam go na ręce i zdziwiłam się, że nie ma gorączki. Pomyślałam, że podziałał środek przeciwgorączkowy. Dałam mu jeść, a on zjadł jakby nic. Koleżanka przypomniała mi, abym podała mu antybiotyk. Powiedziałam jej, że nie będę dziecku dawać leków, a ona na to, że chyba oszalałam, że dziecko może znaleźć się w szpitalu. W nocy kilkakrotnie sprawdzałam ciepłotę ciała, wszystko było dobrze. Rano przyszła koleżanka, zobaczyła dziecko i zapytała, ile razy dawałam mu antybiotyk. Odpowiedziałam, że ani razu. Usłyszałam od niej, że to niemożliwe, żeby dziecku tak przeszło. Zajrzałyśmy mu do gardła. Po anginie nie było śladu. Opowiedziałam jej o wizycie u Pana Kwasika, a ona stwierdziła, że to cud.

STANISŁAW KWASIK

 
<< pierwsza < poprzednia 11 12 13 14 15 16 następna > ostatnia >>

Strona 11 z 16